Kończył się wrzesień. Życie w Kadic wróciło do swojego normalnego rytmu. Wspomnienia z wakacji przestały być tematem numer jeden i zrobiły miejsce na zapamiętywanie terminów sprawdzianów. W dziennikach pojawiły się pierwsze piątki jak również okrągłe zera. Klasy, sala gimnastyczna i obiekty sportowe, aula, biblioteka, stołówka oraz internat odżyły po letniej przerwie. Wydawało się, że absolutnie nic nie przerwie codziennych zajęć i obowiązków, że nie stanie się nic wartego uwagi przed dorocznym balem z okazji zakończenia roku. Aż do ostatniej wrześniowej środy.
Rankiem, nic nie wskazywało, że wydarzy się coś niespodziewanego. Dzień rozpoczął się od ulewnych opadów zimnego deszczu. W czasie pierwszych, środowych zajęć słychać było głośne huki, a błyskawice przecinały stalowoszare niebo. Być może to ze względu na pogodę nikogo nie zdziwiło, gdy w całej szkole wyłączył się prąd. Komputery, rzutniki i telewizory przestały pracować w jednej chwili. Klasy oraz szkolne korytarze pogrążyły się w półmroku. Burza szybko ucichła, a korzystanie z elektryczności ponownie stało się możliwe. To wszystko brzmi całkiem normalnie. Często się przecież zdarza, nawet w XXI wieku, że podczas burz pojawiają się tego typu problemy. Jednak to co działo się później już nie tak łatwo wyjaśnić. Jednym zdaniem: dwie godziny później elektryczność po prostu oszalała. Kadic rozświetlały lampy tylko po to aby po chwili szkoła znowu stała się ciemna i ponura. Awarie następowały jedna po drugiej w nierównych odstępach czasowych. Jim, muskularny nauczycie wychowania fizycznego wykonał kilkanaście telefonów do elektrowni atomowej znajdującej się niedaleko miasta. Dostał informację, że przerwy w dostawie prądu są spowodowane pracami nad poprawą bezpieczeństwa w elektrowni. Mimo wszystko zajęcia w Kadic nadal się odbywały co, rzecz jasna, nie podobało się uczniom. Jedni nauczyciele jak na przykład pani Herz bez przeszkód robiła wykłady z biologi, chemii oraz fizyki. Jednak większa część kadry nauczycielskiej pozwalała sobie na jedną, wolną godzinę tłumacząc, że daje trochę czasu do przygotowania się na następną klasówkę.
Nikt nie zauważył, że coś tutaj nie pasuje. Nikt nie zwrócił uwagi, że przerwy bez prądu trwały dokładnie tyle samo czasu. Piętnaście minut...
~LYOKO~
Klasa VIIIc siedziała właśnie na chemii słuchając lekcji pani Herz. Była to już starsza kobieta o siwych włosach. Na nosie nosiła okrągłe okulary w cienkich oprawkach. Miała za sobą już całe lata nauczania w szkole. Potrafiła zachować ciszę na swojej lekcji bez podnoszenia głosu. Dlatego, mimo, że światło zgasło już po pierwszych trzech minutach lekcji zajęcia przebiegały dalej. W związku z półmrokiem panującym w klasie można było zasnąć. Tylko jedna osoba nadal miała szeroki uśmiech na twarzy. Siedząca w trzecim rzędzie pod oknem brązowowłosa dziewczyna z włosami sięgającymi do łopatek związanych w kitkę o zielonych oczach ukrytych za szkłami okularów wyciągnęła z swojej torby mały notesik i złapała za niebieskie pióro. Spojrzała kątem oka na chłopaka siedzącego po jej lewej stronie. Szarooki brunet o odrobinę zbyt długich włosach będących w nieładzie wpatrywał się w zeszyt otwarty na pustych stronach. Myślał teraz tylko o jednym: aby jak najszybciej wyjść z tej klasy. Wiedział, że dziewczyna się na niego gapiła, ale postanowił ją zignorować. Po chwili Vanessa odwróciła wzrok od Marca czując, że jej policzki robią się czerwone. Minął już prawie miesiąc od kiedy siedzą razem w ławce na biologii, chemii i fizyce, a ona nadal nie mogła w to uwierzyć. Bo... Ile dziewczyn w szkole ma to szczęście, że siedzi z jednym z najpopularniejszych chłopaków w Kadic? W dodatku gitarzystą grającym w szkolnym zespole?
-Marc... Miałabym do ciebie sprawę...-zaczęła tym razem nie ukrywając, że na niego patrzyła. Brunet jednak nadal wpatrywał się w kartkę i kolorował długopisem kratki. Tak naprawdę cały czas słuchał dziewczyny-Chodzi o szkolną gazetkę...
Marc słysząc "szkolną gazetkę" momentalnie odwrócił się w kierunku Vanessy i spojrzał na nią wściekłym wzrokiem.
-Czy możesz łaskawie mi wyjaśnić co ty masz z tą szkolną gazetką?-zapytał szeptem, ale mimo tego w jego głosie słychać było wściekłość.
-A czy ty możesz mi wyjaśnić dlaczego nie chcesz odpowiedzieć mi na kilka pytań?
-Nie, bo nie.
-To nie jest dla mnie odpowiedz-mruknęła Vanessa patrząc nie na chłopaka tylko na tablicę.
-Nie rozumiesz idiotko, co to znaczy "nie"?-zapytał gniewnie tak głośno, że usłyszała go cała klasa.
-Po pierwsze nie jestem idiotką, a po drugie...
-A po drugie pokłócicie się, ale w gabinecie dyrektora!-przerwała im pani Herz.
~LYOKO~
W tym samym czasie klasa VIIIa biegła już czwarte okrążenie wokół szkolnego boiska. Popołudniem pogoda znacznie się poprawiła. Stalowe chmury odsłoniły błękitne niebo. Słońce przyjemnie ogrzewało twarz i świeciło prosto w oczy. Kolumna biegnących uczniów po raz kolejny rozpoczynała nowe okrążenie. Nie licząc jednej osoby. Niezbyt wysoka dziewczyna, o czarnych, krótko ściętych włosach zatrzymała się lekko zdyszana i przyklękła. Szybko zawiązała sznurówkę od lewego buta i już chciała biec dalej. Jednak po kilku szybkich krokach przystanęła po raz drugi. Usiadła na trawie przodem do słońca i patrzyła na pozostałych biegnących. To nie tak, że nie wytrzymywała tępa. Tak właściwie biegała szybciej niż pozostałe dziewczyny z klasy. Po prostu...
-Sophie, czemu nie biegniesz z pozostałymi?-zawołał Jim trzymając w ręku gwizdek.
-Nie mam ochoty na biegi, Jim-odpowiedziała nie patrząc na nauczyciela.
-Co? Wracaj do pozostałych!-nakazał nauczyciel. Sophie nadal nie odwróciła się do niego i nie zareagowała na polecenie. Siedziała nadal na zielonej, trochę zbyt długiej trawie-Słyszysz mnie?!-zapytał już zdenerwowany.
-Nie będę biegać jak chomik w kółku. Jaki to ma sens?-sprzeciwiła się stanowczo czarnowłosa. Cała Sophie. Jeśli uzna, że coś nie ma celu...
-Bez celu? Sport jest bardzo ważny. Zwłaszcza dla takich dzieciaków jak ty.
Sophie słysząc ostatnie zdanie Jima spojrzała na niego z złością w oczach.
-Od kiedy udawanie chomika jest sportem?-zapytała upierając się przy swoim.
-To wytłumaczy ci dyrektor, Erreur!
-Z********e-powiedziała sama do siebie, ale tak aby Jim jej nie usłyszał.
-Z********e-powiedziała sama do siebie, ale tak aby Jim jej nie usłyszał.
~LYOKO~
W czasie, gdy IXa miała zajęcia na boisku, do sali gimnastycznej przyszła czternastka chłopaków wraz z dwójką nauczycieli. Trener I-szego i II-giego składu piłki ręcznej postanowili wykorzystać pustą salę gimnastyczną na dodatkowy trening przed sobotnimi zawodami międzyszkolnymi. Co prawda zawodnikom nie bardzo się ten pomysł spodobał, bo znaczyło to, że czekały na nich trzy godziny męczarni. Jednak gdy usłyszeli, że na "dobry początek" obie drużyny zagrają przeciwko sobie... Wszystko się zmieniło. Zespoły bardzo rzadko miały okazję na rywalizację między sobą. W dodatku trwała między nimi wojna o to kto jest lepszy. Dlatego zawodnicy stanęli naprzeciw siebie gotowi zrobić chyba wszystko aby wygrać ten mecz, który, miał być tylko rozrywką." Już w pierwszych minutach doszło do afery. Kapitan II-iego składu, wysoki i szczupły brunet brutalnie sfaulował kapitana przeciwnej drużyny. Pozostali widząc niższego, ale muskularnego blondyna z lekko rozczochranymi włosami zamarli. Między kapitanami toczyła się wyjątkowo zacięta bitwa o to kto jest lepszy. Nathan powoli podniósł się z parkietu i spojrzał swoimi niesamowicie niebieskimi oczami na Michaela.
-Nie słyszałeś o czymś takim jak fair play?-zapytał poważnym, ale pozbawionym złości głosem.
-Fair play jest dla idiotów takich jak ty.
-Twierdzisz, że jetem idiotą?-zapytał już z gniewem w głosie Nathan.
-Więcej. Ja to wiem-stwierdził z wrednym uśmiechem na twarzy Michael. To właśnie ten brunet o włosach trochę zbyt długich jak na chłopaka i opadającej na oczy grzywce rozpoczął tą bitwę. Nikt do końca nie wie dlaczego. Najprawdopodobniej z zazdrości. I on i szkoła doskonale wiedziała, że jeśli chodzi o umiejętności sportowe jest niewiele gorszy od Nathana, ale nadal gorszy-No co, sieroto? Słów ci zabrakło?
Nathan zacisnął pięści. Był już na granicy wytrzymałości. Starał się ze wszystkich sił powstrzymać złość która się w nim wręcz gotowała, ale nie dał rady. Złapał Michaela za koszulkę i już miał go uderzyć jednak ktoś złapał go za nadgarstek w ostatniej chwili. W panice odwrócił się za siebie. Za nim stanął trener II-ej drużyny, którego szczerze nie lubił.
-No, Irascible. Do dyrektora! Już cię tu nie ma!
-Nie słyszałeś o czymś takim jak fair play?-zapytał poważnym, ale pozbawionym złości głosem.
-Fair play jest dla idiotów takich jak ty.
-Twierdzisz, że jetem idiotą?-zapytał już z gniewem w głosie Nathan.
-Więcej. Ja to wiem-stwierdził z wrednym uśmiechem na twarzy Michael. To właśnie ten brunet o włosach trochę zbyt długich jak na chłopaka i opadającej na oczy grzywce rozpoczął tą bitwę. Nikt do końca nie wie dlaczego. Najprawdopodobniej z zazdrości. I on i szkoła doskonale wiedziała, że jeśli chodzi o umiejętności sportowe jest niewiele gorszy od Nathana, ale nadal gorszy-No co, sieroto? Słów ci zabrakło?
Nathan zacisnął pięści. Był już na granicy wytrzymałości. Starał się ze wszystkich sił powstrzymać złość która się w nim wręcz gotowała, ale nie dał rady. Złapał Michaela za koszulkę i już miał go uderzyć jednak ktoś złapał go za nadgarstek w ostatniej chwili. W panice odwrócił się za siebie. Za nim stanął trener II-ej drużyny, którego szczerze nie lubił.
-No, Irascible. Do dyrektora! Już cię tu nie ma!
~LYOKO~
Środa była dniem w, którym grupka trzynastu uczniów fascynujących się filmem spotykała się w salce kinowej na dodatkowych zajęciach. Zazwyczaj koło polegało na obejrzeniu wcześniej wybranego filmu. Czasami jednak Gustave Chardin, profesor sztuki urządzał jakiś wykładzik na temat jakiegoś sławnego aktora/reżysera/filmu. Tamtego dnia, mimo problemów z prądem elektrycznym nauczyciel mimo wszystko nie odwołał swojego koła. Punktualnie o szesnastej członkowie koła filmowego pojawili się w sali i zajęli miejsca przed dużym, białym ekranem. Tamtego dnia grupa postanowiła obejrzeć coś zupełnie z innej beczki. Mianowicie przez ubiegły rok szkolny oglądali jedynie filmy produkcji francuskiej. Tym jednak razem padła propozycja zobaczenia "Nocy oczyszczenia." Zasłonięto żaluzje w oknach, nauczyciel sztuki zajął swoje miejsce, a siedzący z tyłu sali Jim włączył cały potrzebny sprzęt. Wszystko działało i było na swoim miejscu. Przez pierwszą godzinę nic nie zakłócało projekcji.
Problem był w tym, że całość trwała jeszcze raz tyle...
Problem był w tym, że całość trwała jeszcze raz tyle...
Rozległo się głuche piknięcie i wszystko zgasło. Pomieszczenie lekko rozświetlały jedynie ekrany telefonów komórkowych.
-Nie martwcie się, moi kochani, takie są uroki technologi!-zawołał Chardin, ale nikt tak naprawdę go nie słuchał. W czasie gdy nauczyciel próbował zająć obecną młodzież jakąś opowieścią, nauczyciel wychowania fizycznego próbował ponownie włączyć projektor filmowy. Urządzenie jednak najwyraźniej miało focha, bo za nic nie chciało wykonać zadania od którego zostało przeznaczone. Ku wielkiemu zdumieniu po raz drugi coś strzeliło i na białym ekranie pojawił się obraz. Nie był to jednak ani ekran powitalny przy włączeniu rzutnika, ani dalsza część filmu.
Piętnastu obecnym osobom ukazał się dziwny obrazek. Na czarnym jak smoła tle umieszczone został rysunek przypominający oko tylko, że górna powieka miała jedną rzęsę, a dolne aż trzy. Przez dobre kilka minut nikt nie miał pojęcia ani co się stało, ani w jakim celu pokazane zostało to logo. Pierwszy swoje przypuszczenia powiedział, a tak właściwie wykrzyczał Jim.
-LOUIS!!! CO TO MA BYĆ?!!-wrzasnął nagle. Siedzący w czwartym rzędzie czarnowłosy chłopak o szarych oczach w których odbijał się ekran telefonu podskoczył przestraszony słysząc swoje imię. W pierwszej chwili nie miał zielonego pojęcia o co chodzi nauczycielowi. Schował komórkę do kieszeni spodni i podszedł do Jima.
-Jim, przecież to nie moja wina, że prąd siadł-stwierdził nadal nie rozumiejąc o co to całe halo.
-Chcesz zrobić ze mnie głupka? Co zrobiłeś z rzutnikiem?!-zapytał wskazując palcem na czerwone logo. Louis był tak bardzo zainteresowany filmem, że nawet nie zauważył kiedy obraz przestał się poruszać, a dźwięk rozlegać po sali. Dopiero teraz spojrzał na ekran. Momentalnie jego twarz pobladła nie wiedząc czemu. Szybko się jednak opanował i odwrócił w kierunku nauczyciela.
-Naprawdę, Jim nie mam pojęcia o co tutaj chodzi...-zaczął bronić się chłopak. Może i miał już na swoim komcie kilka wybryków związanych z komputerami i telewizorami, ale tym razem naprawdę niczego nie zrobił.
-Mam dość tych twoich numerów, Merveilleux. Będziesz się tłumaczył dyrektorowi.
...LYOKO...
Prawdziwy rozdział pierwszy jet już za mną. Nie wiem dlaczego, ale dość ciężko mi się go pisało. Zazwyczaj nie mam problemu z opisami czy składaniem zdań... Mam nadzieję, że pozostałe rozdziały będzie mi się pisało o wiele lepiej.
Mimo wszystko najważniejsze, żeby z przyjemnością się je czytało. Co nie?
Masz klawiaturę? To napisz komentarz! :)